literature

Bill Weasley i zielony cukier rozdzial 1

Deviation Actions

Kiqana's avatar
By
Published:
180 Views

Literature Text

Cała Wielka Brytania pogrążona była w ciemnościach wieczoru. Pełnia, wyjątkowo dzisiaj blada, przemierzała nieboskłon oświetlając świat. W ciemnościach czaiło się coś niepokojącego, nieprzyjemnego; coś, czego wręcz nie dało się opisać prostymi słowami.. Dwóch chłopców siedzących na schodach werandy, zdawało się jednak tego nie zauważać.
Przyglądali się latającym nietoperzom, których przecież w czerwcu nie brakowało. Rozmawiali cicho o wczorajszych rozgrywkach  pomiędzy Sępami z Vracy i Katapultami z Cearphilly. Nagle, jeden z mniejszych nietoperzy spadł na ziemię. Charlie, przerwał omawianie akcji, w której walijski szukający złapał znicz i podszedł do zwierzęcia. Ostrożnie wyciągnął ku niemu rękę, po czym zwinnie chwycił go, położył na dłoni i obejrzał dokładnie. Uśmiechnął się. Jak mało kto znał się na zwierzętach. Mimo, iż miał dopiero dziesięć lat, posiadał zadziwiającą wiedzę o zoologii jak na swój wiek. Czytał dużo, nie zważając na to że w książkach pojawiały się czasem słowa, których nie rozumiał. Chciał wiedzieć o zwierzętach wszystko, by móc się kiedyś nimi zajmować. Wiedza, którą posiadał już teraz, pozwalała mu zajmować się niektórymi gatunkami. Pomagała mu w tym także mała, wrodzona umiejętność z którą od zawsze musiał się kryć.
- Co mu się stało? – spytał Bill.
- Małe zderzenie na skutek zaburzeń echolokacji –odparł profesjonalnym tonem, podrzucając zwierzę do góry, a ono szybko zatrzepotało skrzydełkami i wróciło do chaotycznego lotu.
- Zderzenie na skutek co, że czego? – spytał starszy chłopiec, patrząc na brata jakby ten właśnie wyznał, że od lat jest wilkołakiem.
- Nie mam bladego pojęcia... Tak było napisane w książce i po prostu zapamiętałem – Odpowiedział, śmiejąc się z miny brata. Billy najpierw patrzył na niego trochę zawiedziony, ale zaraz się rozpogodził. Śmiech Charliego był zaraźliwy.
- Ciekawe co to znaczy...
- Z tego co zrozumiałem, chodzi o to, że nietoperze nie widzą. Krzyczą sobie, a te dźwięki odbiją się od przeszkody, więc wiedzą, jak daleko od niej są. To tak jakby mama krzycząc na Freda i Georga, by nie podjadali ciastek, mogłaby się dowiedzieć czy naprawdę to robią. – Wytłumaczył.
- Straszne… mama już zdaje się wiedzieć takie rzeczy… jakby miała jeszcze to echo-coś-tam to byśmy w ogóle nie mieli dodatkowych ciasteczek….
- Echolokacja. Tak, masz rację. Pamiętaj jednak, że ona ma też swoje wady! Kiedy w powietrzu jest tak dużo nietoperzy może dojść do zderzenia. Za dużo ruszających się problemów.
- Naprawdę dużo wiesz o zwierzętach... –Bill był naprawdę pod wrażeniem; był dumny z brata. Mama była zazwyczaj zajęta a tata dużo pracował, więc to on i Charles zajmowali się młodszym rodzeństwem. To wystarczyło by nauczyć ich bycia dumnym, gdy którekolwiek z nich zrobi choćby najdrobniejsze postępy.
- Interesują mnie, odkąd pamiętam. Czasem mi się zdaje, że same szukają ze mną kontaktu. Nie mam problemu z ich zrozumieniem… Chciałbym być zoologiem jak dorosnę! Może otworzę sklepik ze zwierzętami na Pokątnej? – Powiedział i szybko podniósł rękę. Pogłaskał jednego z przelatujących nad nim nietoperzy po brzuszku, a ten wyłożył mu się na dłoni. Brat patrzył na to przez chwilę, po czym chciał zrobić to samo co Charlie, ale mu się nie udało. Zmarszczył brwi i spróbował jeszcze parę razy, lecz za każdym razem zwierzęta mu uciekały.
- Mogę pogłaskać? – Spytał w końcu Bill patrząc prosząco na brata.
- Jasne – Powiedział Charlie, wyciągając rękę z nowo złapanym nietoperzem. Chłopcy znowu usiedli obok siebie na werandzie i głaskali zwierzę. Nie minęło dużo czasu, jak zajrzała do nich mama, przerywając dobrą zabawę. Było już dość późno i chłopcy musieli iść spać. Mieli dopiero odpowiednio jedenaście i dziewięć lat. Nieważnie jak są dorośli, czy pomocni w domu, są godziny o których nawet najdzielniejsi chłopcy powinni zakopać się w kołderkach. Pani Weasley dobrze o tym wiedziała, dlatego pomimo usilnych próśb swoich pociech, wysłała ich do łóżek. Billi niechętnie wstał i wszedł do domu, jednak Charlie zatrzymał się na chwilę by wypuścić nietoperza. Na szczęście mama weszła już do domu, dlatego chłopiec pozwolił sobie na to by się za siebie obejrzeć. Zauważył coś dziwnego przy lesie; coś ciemnego niczym cień albo ciemna chmurę. Chwilę się temu przyglądał i nagle z przerażeniem odkrył, że to Ellineja. Co istota mroku robi na spokojnym osiedlu czarodziejów? Naturalnie Charlie miał świadomość tego, że za bezpiecznym ogrodzeniem domu toczy się wojna, nigdy jednak nie słyszał o stoczonej niedaleko bitwie. Charles poczuł się odpowiedzialny za rodzinę; wiedział, że jak się postara to odegna marę. Skupił się więc mocno na pozytywnych emocjach i machnął na cień ręką.
- Idź stąd. Nie mam tu nic dla Ciebie. - Powiedział, a zmora posłusznie odeszła. Zdziwiony spojrzał na swoją rękę. Czyżby miał już aż taką moc? Musi się bardziej kontrolować. Wiedział, że tacy jak on są nazywani potworami i nie mają racji bytu w społeczeństwie. Chłopiec wytarł swą dłoń o bluzkę, jakby to miało mu pomóc w ukrywaniu sekretu i pobiegł szybko do domu, do swojego pokoju. Tam był Bill, nic mu tam nie groziło.

                                                                                   ***

            Śniadania w soboty zawsze były głośne i trwały po parę godzin. Wszystko dlatego, że to był dzień, w którym Pan Weasley miał wolne, a każdy z chłopców chciał się pochwalić przed ojcem tym czego nauczył się podczas całego tygodnia. Molly nie potrafiła zapanować nad całą tą zgrają i nawet nie była pewna, czy chciałaby próbować Miło było patrzeć jak dzieci cieszą się obecnością ojca. Nie umiałaby uciszyć Georga który czyta to co jest napisane na płatkach śniadaniowych, albo Perciego który mnoży przykładowe liczby. Jednak Billy zawsze robił wszystko by panował względny spokój. Wiedział że dzięki temu jego rodzeństwo będzie mogło się lepiej popisać. Udawało mu się to, ponieważ jako najstarszy, zawsze budził respekt wśród braci, którzy poza osobą której trzeba się słuchać, widzieli w nim towarzysza zabaw; kogoś kto ich rozumie oraz kogoś, kto zawsze o nich dba. Gdy w domu jest sześcioro dzieci, mama nie zawsze ma czas by zająć się wszystkimi. Zwłaszcza robiąc obiad, sprzątając czy bawiąc najmłodszego syna. Jednak w luźne weekendy nawet  Bill nic by nie zdziałał bez Charliego, który samą swoją obecnością potrafił wszystkich uspokoić. Nikt nie wiedział jak to możliwe, przyjmowali to jako cechę charakteru chłopca. Dziś jednak zdawał się być zaspany i mało przytomny, przez co nie był zbyt pomocny.
Gdy niekontrolowani przez kogokolwiek Fred i George mieli właśnie wskoczyć na stół, pojedynkując się na łyżeczki od herbaty, do kuchni wleciała szara sowa pocztowa z dwoma listami: jednym dla Molly, drugim dla Billa. Pani Weasley chwyciła list do syna i otworzyła go.
- To z Hogwartu! – powiedział z radością i dumą w głosie. – Williamie! We wrześniu jedziesz do szkoły. – Dodała z radością i aż klasnęła w dłonie. Dostanie takiego listu było bardzo ważnym wydarzeniem w życiu każdego młodego czarodzieja. Oznaczało to, że są na tyle dorośli by uczyć się o tym co wcześniej wychodziło im tylko przypadkiem. By móc pełnoprawnie czarować. Bill nie cieszył się jednak z niego tak, jak powinien. Oznaczało to bowiem, że musiał opuścić dom na prawie dziesięć miesięcy. Nie mógł przecież zostawić mamy i braci samych. Zwłaszcza teraz, gdy Molly się źle czuła. Co rano miała mdłości i zdarzało się jej płakać bez powodu. Poza tym będzie tęsknił, chociaż nigdy nie przyznałby się do tego głośno. Zawsze udawał najdojrzalszego; tego który zachowuje się jak dorosły - jednak ciągle był dzieckiem! Nie wyobrażał sobie, jak miałoby to wyglądać.
- A to nie jedyna dobra wiadomość dzisiaj – powiedziała pani domu, trzymając w dłoni list zaadresowany do siebie. – W sierpniu zamieszka z nami jeszcze jedna osoba – dodała z delikatnym uśmiechem. William zbladł, zbyt wiele razy słyszał już ten głos. Spojrzał na Charlsa, ten jednak przysypiał za miską płatków zbyt zmęczony nocnymi koszmarami o Ellineji by chodźmy na chwilę skupić uwagę na tym, co się dzieje przy stole. Młodsze rodzeństwo nie zwróciło jednak na to uwagi.
- Wujek z nami zamieszka? – zawołał radośnie Fred skacząc po krześle.
- Będziemy mieć zwierzątko? – dopytywał się z nadzieją  George, który od dawna miauczał o jakiegoś pupilka.
- Nie, mama jest w ciąży. Będziemy mieli brata – powiedział poważnie Billy niemal grobowym głosem. To brzmiało jak pytanie, lecz jednak nim nie było. W innej sytuacji pewnie by się cieszył, ale teraz gdy musiał opuścić dom, był to tylko kolejny pretekst by w nim zostać. Całe rodzeństwo patrzyło na Molly z wyczekiwaniem. Ta cisza sprawiła, że Charles się przebudził i rozejrzał sennie po pomieszczeniu.
- Bill ma rację – potwierdziła z uśmiechem pani Weasley, a mąż przytulił ją do siebie.

                                                                                   ***

- Nie pojadę! – Powiedział ostro Bill, gdy byli z Charliem sami w swojej sypialni. Tylko tam pozwalali sobie na krzyki i sprzeciwianie się woli rodziców. Wiedzieli, że młodsze rodzeństwo zamierza kopiować ich zachowanie więc muszą uważać na to co mówią. W swoim pokoju byli jednak woli, nie mieli przed sobą żadnych tajemnic.
- Przecież bardzo chciałeś iść do szkoły, nie rezygnuj z tego z tak błahego powodu.– uspakajał go brat, który ułożył się na łóżku. Światło słoneczne sprawiało, że nawet Ellineje nie są straszne. Wiedział jednak, że nawet za dnia niebezpiecznie jest wypowiadać to słowo, gdyż może je przywołać. Zamierzał więc nie wspominać o wydarzeniach wczorajszej nocy nawet Billemu. Przecież zmora odeszła, prawda? A może to były tylko zwidy?
- Kolejne dziecko w domu to jest ważny powód! Teraz ledwo sobie radzimy...– chłopiec westchnął i usiadł na łóżku. Dobrze wiedział, że nie miał innego wyjścia, przecież rok szkolny rozpocznie się pierwszego września niezależnie od tego, czy on tam będzie czy nie. W wieku jedenastu lat musiał zacząć naukę. Mógł oczywiście uczyć się w domu, ale to by oznaczało, że nigdy nie będzie mógł pójść do szkoły, tylko egzaminy poszedłby zdawać w Hogwarcie. William spojrzał na swojego brata, który pomału zasypiał.
- A ty? Co taki śpiący przez cały dzień? Przecież poszliśmy spać razem.
- Jakoś nie mogłem zasnąć… miałem koszmary, czy coś…- Bili spojrzał na Charliego ze zdziwieniem. Koszmary u niego to rzadkość, a kiedy je miewał, zawsze przychodził do łóżka brata. Teraz było jednak inaczej, czyżby Charles dorastał?
- Czemu mnie nie obudziłeś?
- Nie czułem takiej potrzeby… Hej, Billy! Idziesz do szkoły! Pewnie dostaniesz jakieś zwierzątko... O co poprosisz? - Młodszy z braci postanowił zmienić temat na jakiś przyjemniejszy. Nie chciał przed bratem niczego ukrywać, ale William ma już i tak za dużo zmartwień na głowie.
- Sowa - odpowiedział bez namysłu i uśmiechnął się do niego. - Żebym zawsze mógł się z tobą kontaktować.Jak myślisz, czy jak będę do bliźniaków pisać, to się nauczą czytać? - Charlie pomimo zmęczenia się zaśmiał, lecz zanim zdążył odpowiedzieć, do pokoju wszedł ich ojciec.
- Billy chodź, musimy już iść. – Mimo rozpoczęcia nowego roku szkolnego wciąż panowała wojna, więc na Pokątną udał się tylko Pan Weasley z najstarszym synem. Musieli przecież zrobić zakupy do szkoły, a im mniej członków rodziny było zagrożonych, tym lepiej. Zwłaszcza teraz gdy Molly była przy nadziei. Wszyscy siedzieli w salonie i patrzyli jak dwie bardzo bliskie im osoby znikają w zielonych płomieniach. Pani Weasley spojrzała na zegar, gdzie wskazówki ze zdjęciami jej męża i najstarszego syna przesunęły się na pole z napisem "śmiertelne niebezpieczeństwo".

                                                                                   ***

Cała Pokątna była szara i brudna. W niczym nie przypominała tego radosnego, pełnego zgiełku i sklepów miejsca, którym była kiedyś. Ludzie nie śmiali się do siebie, nie spotykali się na chodniku, nie opowiadali o tym co udało im się kupić. Zamiast tego zdawali się przemykać po ulicach niczym cienie, jakby bojąc się spojrzeć w oczy osobie idącej obok a gruzy zniszczonych sklepów, barów i mieszkań były wszędzie. Nie było w tym nic dziwnego - wojna trwa, każdy może być śmierciożercą, każdy może zostać zabity bez przyczyny, każdy sklep może być następny. Wojna trwała już bardzo długo. Zagościła już na stałe w umysłach czarodziei, nikt nie spodziewał się wyzwolenia. Teraz tak wyglądał „zwyczajny dzień”.
Arthur przygarnął Billa do siebie i osłonił ciemnym płaszczem, dzięki czemu chłopiec nie oglądał zniszczenia ani śmierci która ich otaczała. Pan Weasley zrobił to nie tylko po to by ocalić delikatną psychikę chłopca, mógł też ochronić go gdyby ktoś ich nagle zaatakował. Może i nie mieli nic wspólnego z mugolami czy mugolakami, wszyscy używają ich za zdrajców krwi. Był dumny z tego, że nie poddają się reżimowi i walczą, nie mógł jednak pozwolić by cokolwiek stało się dziecku.
Niektóre z kupionych rzeczy były nowe, ponieważ książki przechodziły na młodsze rodzeństwo, ale szaty szkolne kupili używane. Nie mieli na tyle pieniędzy, by kupić wszystko nowe. Molly porzuciła rozwijanie się zawodowo by móc wychować dzieci a wyżywienie osiem osób z jednej pensji nie pozwala na większe oszczędności. Dla Billa i tak był to jeden z najlepszych dni w jego życiu. Pierwszy raz był poza granicą działki. Dostał nowe rzeczy i widział w sklepach tyle cudownych przedmiotów! Dzięki opiece taty, nie musiał być wystawiony na widok niszczycielskich skutków wojny. W swojej dziecięcej jeszcze naiwności myślał, że tata po prostu chce mieć go jak najbliżej siebie. Nie rozumiał, dlaczego nie mógł tu być z Charliem? Przecież nic takiego się nie działo. Było cicho i trochę brudno, ale to nie powód by zostawić brata w domu. Żałował, że nie mogli razem wybierać wspaniałych piór do pisania i ubrań. Chciał mu pokazać te wszystkie książki w Esach i Floresach. Szczególnie te śmieszne z zębami i futrem! Szczególnie jednak odczuł jego brak, gdy weszli do sklepu ze zwierzętami. Jego młodszy brat byłby zachwycony widząc je wszystkie. Bill obiecał sobie, że zapamięta każdy drobny szczegół, by opowiedzieć wszystko bratu. Dlatego właśnie dotykał każdego kota i szczura, by zapamiętać to uczucie i opowiedzieć po powrocie do domu. Nigdy nie miał podejścia do zwierząt, dlatego niemal każde go podrapało. Chłopiec nie poddawał się jednak, gdzieś tu musi być odpowiednie zwierze dla niego.
- Zdecydowałeś już jakie zwierzątko chcesz? – spytał Pan Wesley, patrząc lekko zaniepokojony na syna. Bill jednak tego nie zauważył i dalej chodził po sklepie, wreszcie zobaczył małą sówkę siedzącą na podłodze jednej z klatek. Była trochę za mała, aby nosić listy, ale był pewien, że pod opieką jego brata wyrośnie na pięknego i silnego puchacza. Wpatrywali się w siebie przez chwilę, dopóki sówka nie zahuczała z nadzieją, że ten dziwny chłopiec weźmie ją z tego miejsca i się nią zaopiekuje. Bill się do niej nie uśmiechnął.
- Chcę ją tato. To ona będzie mi towarzyszyć. – Arthur nie był zbyt zadowolony z wyboru syna. Sówka była zbyt młoda, więc nie była jeszcze szkolona do noszenia listów, a nikt w domu nie umiał tego zrobić, zwierzątko mogło w tym wypadku nigdy się tego nie nauczyć.
- Jesteś pewny? – zapytał bez przekonania, ale jego syn już stał z klatką przy kasie więc tylko westchnął i zapłacił za zwierzątko.
Po wizycie w sklepie ze zwierzętami ruszyli do następnego,  z różdżkami, gdzie spędzili najwięcej czasu. Nie mogli znaleźć odpowiedniej różdżki mimo, że Olivander robił wszystko co w jego mocy, każda jedna wypadała chłopcu z dłoni. Starzec powoli tracił nadzieję. Nigdy się jeszcze nie zdarzyło, by ktoś przychodzący do jego sklepu, wychodził bez swojej drewnianej towarzyszki życia. Wpatrywał się w niebieskie oczy zawiedzionego chłopca jakby to tam znajdowała się ukryta odpowiedź. Nagle coś mu się przypomniało. Uśmiechnął się do siebie. Czyżby ten chłopiec miał posiadać aż tak wysoką moc? Wyjął zza biurka złoty pojemnik w kształcie trumny w którym były wyryte jakieś dziwne, niebieskie znaki. Olivander otworzył pudełko a tam na czerwonym aksamicie leżała jasno żółta różdżka o zgrubieniu na trzonie przypominającym płomienie ognia. Gdy chłopiec jej dotknął, poczuł przyjemne wibracje. Bał się, że zaraz i ta mu wypadnie, więc machnął nią, by lepiej mu się ułożyła w dłoni. Wtem wszystkie różdżki które wcześniej przymierzał chłopiec wróciły do pojemniczków i wskoczyły na odpowiednie półki, a kurz wyleciały ze sklepu przez drzwi.
- Niesamowite – powiedział starzec wskazując na różdżkę. – Ten okaz dostałem od mojego przyjaciela, Tuteseta. Odnalazł ją w jednym z grobowców. Jest ona bardzo stara i silna. Tchnął w nią nowe życie, ale nikt nie miał na tyle dużo mocy, by ją nagiąć do swojej woli więc oddał ją mi, bym znalazł jej właściciela. To bardzo silna różdżka chłopcze, idealna dla łamacza klątw i zaklęć. Uważaj na nią – przez cały czas wpatrywał się w różdżkę, próbując zgadnąć czy uratuje ona życie chłopcu, czy raczej go zniszczy. Arthur spoglądał z niepokojem na syna. Nie podobało mu się ani spojrzenie Olivandera, ani to co usłyszał o nowej różdżce syna.  Jak on ma opowiedzieć żonie co się stało? Westchnął tylko i przygarnął do siebie Billa, tak bardzo się o niego bał...

                                                                                   ***

Gdy wrócili do domu, czekała na nich cała rodzina. Jak tylko pojawili się w kominku to Moly rzuciła się na szyję Arthurowi i Billowi. Obydwoje pozwolili się wyściskać najpierw jej a później reszcie rodziny. Przez resztę dnia William siedział na ziemi i opowiadał rodzeństwu, co zobaczył w mieście i co się stało. Trwało to dość długo gdyż każde z nich chciało słuchać tej historii jeszcze raz i jeszcze raz. Wieczorem wszystkie dzieci państwa Weasley, znając już cała historię na pamięć, przekrzykując jeden drugiego, zastanawiali się co było ciekawsze. Sówka dostała imię Errol, a Charlie nauczył ją przesyłać listy w ciągu jednego wieczoru. Rodzice byli z niego bardzo dumni. Arthur nie spodziewał się, że Charls aż tak dobrze zna się na zwierzętach. Po kolacji wszyscy siedzieli w salonie śmiejąc się i bawiąc z sówką. Przesyłali poprzez niego drobne karteczki i cukierki. Nagle Errol usiadł na kolanach Charliego i zaczął na niego pohukiwać.
- Co się stało mały? – Zapytał z uśmiechem i chciał pogłaskać sówkę, ale ta nagle go udzióbała. Chłopiec krzyknął i mimowolnie zaczął płakać. Wszyscy zamarli, patrząc w jego kierunku. Charlie nie płakał, odkąd miał cztery lata. Wcześniej wybuchał płaczem bądź śmiechem bez wyraźniej przyczyny i niemal ciągle miał w oczach łzy, ale to było tak dawno, że rodzice już zdążyli o tym zapomnieć. Nagle George i Percy poczuli ból i smutek, więc również wybuchli płaczem. Rodzice nie wiedzieli co się dzieje i kogo uspakajać pierwszego.
- Fred, Billy uspokójcie braci - powiedziała Molly, biorąc Percego na ręce i głaszcząc po głowie. Pan Wesley wziął sówkę i schował do klatki. Fred wtulił się w Georga i zaczął całować po policzku, co od razu poprawiło mu humor. Bill miał najgorszą sytuację, nie wiedział, jak uspokoić brata, ponieważ praktycznie nigdy nie płakał. Wtulił go w siebie i zaczął się z nim kołysać. Po prostu był, tak jak Charlie zawsze po prostu był dla niego. Pomogło. Braciszek wtulił się w niego powoli się uspokajając. Pozostał tylko wstyd. Charlie nie wiedział, jak mógł się tak zachować, przecież nie wolno mu było płakać! Wiedział, że sówka jest zmęczona, zagubiona i czuje się nieswojo. Powinien włożyć ją do klatki, a nie głaskać! Zachował się nieodpowiedzialnie i to, że go udziobała, było tylko jego winą. Pociągnął nosem.
- Przepraszam – szepnął w końcu tak, by tylko jego brat mógł go usłyszeć – jestem po prostu zmęczony – wytłumaczył się. Nie musiał tego robić, Billy nigdy go o nic nie pytał. Nie musiał rozumieć, wystarczało mu to, co Charlie mówił, a on nauczył się, że o niektórych rzeczach należało bratu wspominać.

Oto i pierwszy rozdział mojego FanFika o Billu. Dedykuję je Misie Misie ponieważ to ona siadła na mnie bym nie porzucała tego projektu. Byłabym jednak niewdzięczną wiedźmą gdybym nie wspomniała o… czekajcie… przecież ja jestem niewdzięczną wiedźmą! No to miłego czytania~

 

 

 

Dziękuję najmilszy~ jesteś wspaniały!

© 2014 - 2024 Kiqana
Comments2
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Miss-Licorice's avatar
Robi się tajemniczo :3
Przepraszam że tak późno wzięłam się za czytanie. Najpierw obowiązku, potem przyjemności!
Jedna uwaga: w dwóch miejscach są takie klamerki < > podejrzewam że to komentarze bety.
Dziękuję za dedykację i żywię nadzieję, że nie jest to ostatni rozdział~

Misa-Misa